Type and press Enter.

Budżet i pieniądze

Wszystko o pieniądzach

W ekonomii obowiązuje zasada, że nie może być jednocześnie szybko, dobrze i tanio. W backpackingu jest tak samo, a może i gorzej. Albo jest tanio, albo szybko i dobrze. Hołduję zasadzie „wyśpię się i najem w domu”. W podróży nie musi być wygodnie. Jednocześnie nie podzielam zdania, że budżet jest zawsze na pierwszym miejscu i ma wyłączny priorytet. Jeśli cokolwiek można zrobić taniej albo na czymś przyoszczędzić, nie robię tego z automatu – raczej ważę korzyści i koszty.

Jeśli będziesz oszczędzać na jedzeniu, prawdopodobnie się rozchorujesz. Jeśli będziesz skrajnie oszczędny przy transporcie, będziesz jechać wszędzie trzy razy dłużej i stracisz mnóstwo czasu, a zyskasz grosze. Jeśli będziesz rezygnować ze wszystkich płatnych atrakcji, przejedziesz cały kraj, nie widząc nic ciekawego (a i tak wydasz majątek).

Doświadczenie mnie nauczyło, że optymalne rozwiązanie to maksymalna oszczędność w kwestii noclegów i przelotu z domu oraz przerzucanie zaoszczędzonych środków na „przeżywanie” kraju. We Francji warto zjeść dobrą kolację w niezłej restauracji. W Ugandzie warto wejść do parku narodowego i zobaczyć afrykańskie zwierzęta. W Indonezji bardziej niż warto ponurkować. To kosztuje, zwiększa budżet, ale opłaca się i tak. W końcu po to się wyjeżdża – żeby przeżyć jak najwięcej, a nie żeby wydać jak najmniej.

»» Jeśli już przed wyjazdem widzisz, że twój budżet ledwo ten wyjazd wytrzyma, wyjedź gdzieś bliżej, może na trochę krócej, ale za to na finansowym luzie. Odliczanie każdego grosza jeszcze nikomu nie przyniosło frajdy.

»» Planowanie budżetu bywa zwodnicze, ale i tak warto go dobrze policzyć. Przede wszystkim zapoznaj się z cenami danego kraju na Numbeo czy My Travel Cost – tam są szacunkowe koszty dobowe. Po drugie, przejrzyj i popatrz, ile mniej więcej będą Cię kosztować noclegi i przejazdy na zaplanowane trasie. Zsumuj, dodaj 20% rezerwy i budżet mniej więcej masz.

»» Są kraje, po których podróżowanie jest koszmarnie drogie. USA, cała Skandynawia, Japonia, spora część Afryki (Angola!), spora część Bliskiego Wschodu (Arabia Saudyjska!), Australia, cały Pacyfik… I wiele innych. Spójrzmy prawdzie w oczy. Są patenty, które zmniejszają budżet w tych krajach (w Norwegii namiot w lesie i konserwy z Polski, wszędzie Couchsurfing), ale czy warto? I tak wydasz tam kupę pieniędzy, ale cały czas będziesz się ograniczać. Jeśli chcesz jechać do USA, ale kwoty za wynajem samochodu na całą podróż wydają Ci się przerażająco wysokie, nie jedź tam. Wymęczysz się niemiłosiernie, wydasz i tak mnóstwo i nic nie przeżyjesz, bo w wiele miejsc nie dotrzesz. Jest sporo innych, równie ciekawych krajów, a tańszych. Warto nie napinać budżetu, bo to się nie opłaca.

Amerykański dolar w wersji bankowej i wersji z Zimbabwe (USD jest w Zim oficjalną walutą).

»» Aktualnie prawie wszyscy podróżują z kartą kredytową/płatniczą. Karta jest wygodna, bezpieczna i najbardziej funkcjonalna. W większości krajów wystarczy karta płatnicza (ale koniecznie z wypukłymi cyframi, a nie „płaska”), ale w niektórych (np. w USA) wymagana jest kredytowa (również, jeśli latasz lowcostami już tam na miejscu). Karta kredytowa to też Twój plan awaryjny, jeśli Cię ogolą z gotówki, a trzeba jakoś wrócić do domu.

»» Przed wyjazdem załóż sobie konto z dostępem przez internet, które pozwala na wypłacanie środków zagranicą bez prowizji (prowizje są zabójcze, każde wyciągnięcie pieniędzy kosztuje cię lekko 10-15 zł), wpłać na nie odpowiednią sumę. Najlepiej wybierać pieniądze z bankomatów rzadko, a dużo.

»» Rozważ też założenie konta denominowanego w EUR lub USD (w zależności od kraju) – kursy wypłaty mogą być tańsze. Można też korzystać z internetowych kantorów wymiany walut. Pozwalają ograniczyć koszty spreadu walutowego.

»» Dobrze mieć w ogóle dwa konta – na co dzień normalne, a na podróż takie bardziej robocze. Działa trochę jak skrzynka e-mail na zmarnowanie (ta, którą wszędzie podajesz, żeby nie dostawać reklam i innego spamu). Na „podróżne” konto przelewasz budżet na wyjazd i zabierasz do niego karty. Jeśli ktoś je sklonuje albo ukradnie, nie stracisz wszystkich oszczędności. Daj też do niego dostęp komuś w domu, żeby mógł blokować karty, dosypywać środków itd.

»» Do portfela włóż tylko drobną sumę potrzebną na jeden dzień, nieco grubszą kwotę do money belta lub wewnętrznej kieszeni, a żelazną rezerwę (100-200 USD) zaszyj w plecaku lub zbunkruj naprawdę dobrze. Prawie na pewno z niej nie skorzystasz, ale być może uratuje Ci życie (mi uratowało, gdy mnie aresztowali w Laosie).

»» Zasada jest taka: im bardziej podzielone masz pieniądze i trzymasz je pochowane w różnych miejscach, tym bardziej są one bezpieczne.

»» Prowadź ogólnikowy bilans wydatków, uchroni Cię to przed dwugodzinnym gorączkowym myśleniem, gdy nie będziesz mógł się doliczyć swoich funduszy, bo stale będzie wychodziło, że gdzieś posiałeś dwieście złotych.

»» Gdy zabierasz z Polski duży zapas gotówki, bo w danym kraju nie ma bankomatów, kupuj oczywiście głównie dolary i euro, koniecznie w niewielkich nominałach i nowe. Studolarowy banknot z poprzedniej emisji na pewno przywieziesz ze sobą z powrotem. Najlepsze są nominały po 10 i 20. Na miejscu wymieniamy walutę po trochu, żeby na koniec nie wymieniać z powrotem, ze stratą.

»» Zapisz sobie przed wyjazdem numer do blokowania karty kredytowej/płatniczej.

»» Jeśli masz bank podchodzący serio do zabezpieczeń (np. Citi), daj mu znać, że wyjeżdżasz. W przeciwnym razie mogą zablokować Ci dostęp do konta, gdy zobaczą wypłatę z bankomatu w Manili.

»» Pieniądze i paszport noszone w wewnętrznej kieszeni warto zamknąć w zip locka, żeby nie przemokły.

»» Karta kredytowa (a nie płatnicza!) jest konieczna, jeśli nie masz drobiazgowo zaplanowanej trasy. Kupisz nią bilety przez internet, poradzisz sobie gdy w okolicy nie ma bankomatów, a w wielu krajach (np. USA) bez karty kredytowej w sumie nie da się poruszać. Generalnie lepiej ją mieć niż nie mieć.

Przejdź do: patenty na bezstresowy lot, poruszanie się po lotniskach
i reagowanie w sytuacjach podbramkowych