Kiedyś nie bardzo się tym tematem przejmowałem. A potem w ciągu kilku lat w terenie, na moich wyprawach, mieliśmy po kolei: skręcenie kostki, dwa razy dengę, potężne zatrucia, otwarte rany w środku dżungli, stan bliski przedzawałowego, zakrztuszenie, odwodnienie, niezliczoną ilość wirusówek, zapalenie ucha, omdlenia, udar na pustyni i sporo innych przypadłości.
I teraz się już jednak trochę przejmuję, zwłaszcza jeśli jakoś odpowiadam za ten wyjazd bądź jestem jego liderem.
Nauczyłem się, że apteczka to jedyne sensowne złamanie zasady pakowania „przede wszystkim waga”. Moja apteczka waży z pół kilo, jeśli ją wypcham po brzegi, ale doświadczenie mnie nauczyło, że warto się poświęcić. Bo w razie potrzeby nie będziecie pomagać jakiemuś pijanemu żulowi, tylko swoim najbliższym i kumplom. Albo wręcz oni będą pomagać Wam, więc dobrze by było mieć zaopatrzenie, które Was samych wyciągnie z kłopotów, jak dojdzie co do czego.
Apteczkę pakuję różnie, w zależności od tego, dokąd i z kim jadę. Dokąd – im dalej, bardziej dziko, im gorsze drogi i słabsza na miejscu infrastruktura, tym więcej zabieram ze sobą wyposażenia. Bo w Etiopii czy Sudanie, w niektórych miejscach, do lekarza możesz mieć dwa dni drogi, a przez lekarza rozumiemy w tej sytuacji pana w fartuchu z aspiryną i butelką jodyny w szafce. Wolę więc liczyć na siebie.
A „z kim” – im większa ekipa, tym bardziej różnorodny zestaw zabieram, bo można go podzielić i rozłożyć na kilka plecaków. Im więcej osób, tym większa również szansa, że kogoś trafi pech i trzeba będzie faktycznie z tej apteczki skorzystać. No i oczywiście wiek i przygotowanie uczestników wyprawy ma niebagatelne znaczenie.
Powinienem jeszcze dodać kryterium „po co”, bo na wypad do Singapuru lub na tydzień do Tajlandii można nie brać na dobrą sprawę nic, może plastry i loperamid, ale na przejście w poprzek Borneo trzeba się już dobrze przygotować. Podstawowa reguła – im dalej do lekarza, im trudniej się po kraju poruszać, tym bardziej jesteście zdani na siebie, i wtedy te dodatkowe 500g w plecaku może się okazać kluczowe.
Poniżej znajdziecie zestaw bliski pełnego, czyli jedziemy głęboko w teren, wszystko się może zdarzyć, i staramy się na to jakoś przygotować, ale jednocześnie mamy jakieś plany ewakuacyjne, czyli w ciągu maksymalnie dwóch dni dostarczymy pacjenta do kliniki, która przejmie sprawę. Pamiętajcie, nie mamy wyleczyć człowieka, mamy go podratować i dostarczyć do fachowca.
UWAGA! Kursywą zaznaczam elementy, które wymagają podstawowego przeszkolenia z pierwszej pomocy, by je poprawnie stosować (warto!). Jeśli nie masz takiego, nie bierz ich.
Co w apteczce?
- Chusta trójkątna
- Agrafki
- Folia NRC
- Rurki UG (potrzebne do resuscytacji, czyli tego, co się robi, gdy ktoś pada nieprzytomny i nie oddycha. Poprawnie przeprowadzona RKO zwiększa szanse przeżycia o 300%, to jest kluczowa wiedza. Jeśli nie masz przeszkolenia w tym zakresie, weź ustnik do sztucznego oddychania)
- Zestaw plastrów
- Nożyczki
- Zestaw do płukania oka
- Sam splint (zwijane elastyczne szyny do usztywnienia złamań, zwichnięć etc.)
- Gaziki jałowe
- Bandaże (elastyczne i opatrunkowe)
- Opaska na głowę codofix (zamiast bandaża)
- Sól fizjologiczna
- Plaster w rolce
- Hydrożele (do opatrywania oparzeń)
- Alkoholowe gaziki dezynfekujące
- Krople do oczu
- Odkażacz do rąk
- Wojskowy opatrunek wodoszczelny
- Skalpel
- Octenisept (do odkażania ran. Zapomnijcie o spirytusie salicylowym i wodzie utlenionej – to mit z czasów naszych rodziców, nic nie dają, a mogą jedynie zaszkodzić)
- Celox/Quikclot (do opatrywania ran głębokich. Droga i niełatwa sprawa, ale jak ktoś się w dżungli nadzieje na bambusy albo go pokiereszuje krokodyl, może mu uratować życie)
- Steri-stripy (małe wytrzymałe paski klejące zamiast szwów)
- Opatrunek na oko
- Rękawiczki nitrylowe (kosztują trochę więcej niż te drogeryjne lateksowe, ale wytrzymałość nieporównywalnie większa)
- Plastry żelowe (na obtarcia, bąble)
- Mała strzykawka + igła
To jest zestaw „ratunkowy”, który pozwoli Wam załatwić na miejscu bez większych ceregieli większość drobnych urazów i ran. Teraz dorzucamy do tego leki:
- Paracetamol/Nurofen/Ibuprom (przeciwbólowo/przeciwgorączkowo/przeciwzapalnie. Uwaga, w tropikach nie podajemy aspiryny!)
- Nifuroksazyd (leczniczo przy zatruciach)
- Smecta (łagodząco na podrażnienia żołądka)
- Loperamid (bloker biegunki. Warto zdawać sobie sprawę, że to nie jest lek – pomaga na kilka godzin objawowo, ale nic nie leczy)
- No-spa (bóle brzucha)
- Tabletki na ból gardła (nie 50 sztuk, wystarczy pół listka, na dobę, dwie)
- Fenistil (na ukąszenia, podrażnienia)
- Antotalgin (krople do ucha)
- Orsalit (na odwodnienie)
- Lidokaina w żelu (miejscowy znieczulacz, na receptę)
- Altacet (na stłuczenia – wystarczy pół tubki)
- Antymalaryki (jeśli są potrzebne)
Zwróćcie uwagę, że nie ma w tym zestawie witaminy C ani Rutinoscorbinu, ani wynalazków typu Oscilloccocinum czy suplementów diety. Na to szkoda miejsca. To nie są leki, raczej „wspomagacze leczenia”.
Dodatkowo:
– Jeśli w grupie mam osoby starsze – Aspirynę (podawaną WYŁĄCZNIE przy bólach klatki piersiowej, stanach przedzawałowych)
– Jeśli jadę na pustynię lub do dżungli – Adrenalinę 300µg/0,3 ml (ampułkostrzykawka, przy kryzysowych sytuacjach ugryzień, szoku anafilaktycznego).
– Jeśli idę daleko w teren – silne leki przeciwbólowe (np. Ketonal Forte)
– Jeśli mam w grupie osoby z problemami sercowymi – Nitroglicerynę (oraz koniecznie leki przyjmowane przez tę osobę, ale o te musi zadbać sama)
– Jeśli jadę w śnieg – Hotpack (jednorazowy rozgrzewacz)
– Jeśli jadę na pustynię – Chemiczny zimny kompres (jednorazowy ochładzacz)
– Jeśli idę w trudny teren – Icemix (sztuczny lód, zmrażacz, działający znieczulająco i przeciwbólowo, przed nastawianiem urazów, cięciem ran itd. To duża puszka, więc tylko, jeśli da się podzielić apteczkę na dwie czy trzy osoby)
Pytania bez odpowiedzi:
Problemem jest zawsze przygotowanie się na ewentualne ukąszenia węży, pająków i skorpionów. Nie ma jednego uniwersalnego antyjadu, więc nie bardzo jest co zabrać. Trudna sprawa, można tylko reagować objawowo, moim zdaniem.
Antybiotyki. Dobrze by było mieć coś w miarę uniwersalnego, problem w tym, że w różnych częściach świata różne antybiotyki są „uniwersalne”. W Polsce czymś takim jest Augmentin lub Zinnat, ale w Gambii, Uzbekistanie czy Indonezji będą to już zupełnie inne leki. Wszystko zależy od środowiska mikrobiologicznego na danym terenie, więc trzeba zbadać temat przed wyjazdem. Antybiotyki często źle reagują na upał, więc dodatkowe utrudnienie jest takie, że po tygodniu w tropikach lek będzie bezwartościowy.
Ile czego brać. Trudne pytanie. Jedną chustę trójkątną czy trzy, Smectę na jeden dzień czy na tydzień? Każdy musi ocenić to sam. Ja przedkładam różnorodność nad powtarzalność – wolę zabrać więcej różnych elementów, ale w mniejszej ilości.