Czekam na kandydata, który zacznie mnie traktować poważnie. Wczoraj Gawryluk i Ziemiec zadawali bardzo dobre, celne pytania, do tego sformułowane w taki sposób, żeby nie dało się wymigać od odpowiedzi. I co z tego. Żaden nie odpowiedział nawet na jedno z nich. Dostałem festiwal ogólników, lania wody i Wielkich Liter. Ojczyzna, Rzeczypospolita, Ojciec Święty. Pustosłowie, z tłem hymnu państwowego i Bogurodzicy.
Czekam na kandydata, który będzie ze mną rozmawiał o konkretach, anie o ideach, zaproponuje rozwiązania, bo mieszkam w domu z cegieł, a nie z Patriotyzmu.
– Jak poprawić służbę zdrowia? – mogłaby spytać Dorota Gawryluk (jak spytała, choć to nie leży w kompetencjach prezydenta, i co z tego?).
– W moim przekonaniu kluczowe jest zwiększenie zarobków lekarzy i pielęgniarek, żeby chcieli pracować w państwowym sektorze, a nie uciekać do prywatnej kliniki. Będzie nas to kosztować 10 mld zł rocznie, ale warto, bo zadowolony pracownik jest bardziej efektywny – odpowiedziałby kandydat.
– A moim zdaniem kluczowe jest zbudowanie większej liczby szpitali i przychodni, żeby rozładować kolejki. Z moich wyliczeń wynika, że potrzebujemy dwustu dodatkowych punktów świadczenia usług, będzie to kosztowało 50 mld zł, ale zostanie z nami na lata, a służba zdrowia może nawet zacznie na siebie zarabiać za jakiś czas, więc to będzie inwestycja – odpowiedziałby drugi.
I wtedy mogę posłuchać, pomyśleć, ocenić co mnie bardziej przekonuje, z kim się bardziej zgadzam. Zagłosować na rozwiązania, a nie na jakieś puste slogany.
Wczoraj widziałem w telewizji starszego gajowego, który się ożywił na ostatniej prostej kampanii i zaczął tryskać energią, rzucać pomysły i kreślić plany, jakby zapomniał, że miał na to wszystko ostatnie pięć lat. Żyrandolowy plankton z nagłą chęcią do zmian. Miał swoją szansę i nie bardzo ma się czym pochwalić, i ja o tym pamiętam.
Z drugiej strony widziałem profesjonalnie opakowany produkt PR-owy i nic ponadto. Skrajnie niewiarygodnego człowieka, który obiecuje złote góry, bo myśli, że wszyscy jesteśmy debilami, a przyciśnięty do ściany gubi się i powtarza te same frazesy. I który robi wszystko, żeby nikt nie pamiętał, jak blisko mu do Kaczyńskiego i Macierewicza, i z czyjego polecenia tu stoi.
Obaj są dla mnie tchórzami, żaden nie miał odwagi rozmawiać ze mną poważnie, obaj grali jakieś durne role, pozowali, budowali wizerunek. Oprócz retorycznych starć, zajmujących tylko na poziomie rozrywki, żaden nic konkretnego mi nie zaproponował, żaden nie wziął na siebie odpowiedzialności, żaden nie był ze mną szczery i żaden nie dostanie mojego głosu. Jest mi wstyd, że muszę wybierać tylko z nich dwóch.
Obaj jesteście żenujący, Szanowny Panie Pośle i Szanowny Panie Prezydencie. Idźcie w cholerę, niech przyjdzie nowe i zacznie nas traktować po ludzku.