Type and press Enter.

Podróżnicy selfie

Z jakiegoś powodu przez 170 lat obiektyw aparatu fotograficznego skierowany był w stronę przeciwną niż twarz fotografa. A potem, na nasze nieszczęście, wynaleziono selfie stick.

Bywam na festiwalach podróżniczych w całym kraju, oglądam pokazy, czytam blogi. Coraz częściej widzę historie, w których świat jest tylko tłem dla wystylizowanej persony podróżnika. Na dwieście zdjęć sto pięćdziesiąt portretów własnych z czymś egzotycznym na drugim planie. Historie „czym jechałem, jak wyglądał mój pokój w hostelu, czym związałem plecak, gdy pękły troczki”. Skąd, dokąd, czym, jak długo, ale byłem zmęczony, ale się nudziłam, poznaliśmy Annę z Nowej Zelandii, bawiliśmy się z Pedro z Kostaryki.

Na Boga, kogo to obchodzi?

Przy produkcji mojego programu „Inny świat” byłem przerażony, oglądając nagrania castingowe. Większość zgłaszających się nie chciała wcale podróżować, poznawać świat, doświadczyć jego różnorodności. Oni chcieli być w telewizji. Nieważne gdzie, nieważne co, kamera na mnie. Taka postawa.

Niestety widzę ją coraz częściej wśród dzisiejszych (zwłaszcza młodych, zwłaszcza początkujących) podróżników. Podróże najwyraźniej stają się wehikułem autolansu, wyróżnienia się z tłumu, a czasem zwyczajnie metodą na zarabianie pieniędzy, opakowanym towarem, od początku przemyślanym na sprzedaż w formie lokowania produktu we wpisach, mów motywacyjnych czy pokazów na festiwalach.

Czy naprawdę po to warto podróżować?

Ryszard Kapuściński utyskiwał na moje pokolenie, pierwsze pokolenie masowej polskiej backpackerki. Mówił, że sami nie wiemy, po co chcemy podróżować, że wystarczy nam samo bycie gdzieś indziej, że już sama odmienność jest dla nas satysfakcjonująca. Ciekawe, co by powiedział dzisiaj.

Obawiam się, że to jest początek końca festiwali podróżniczych, chyba że zaczną stawiać prelegentom wyższe wymagania, ostro ich selekcjonować.

Łatwo dać się oszukać, że twój pokaz był świetny. Przecież były brawa, a potem trzy osoby podeszły pogratulować, kumpela też była zachwycona. To teraz szczerze. Zazwyczaj siedzę w tylnych rzędach i obserwuję reakcje sali. Wiecie co widzę najczęściej? Przewracanie oczami i poszukiwanie wzrokiem wyjścia. Ale że to nieładnie tak wychodzić w połowie czyjegoś pokazu, rzadko się zdarza, żeby ktoś ostentacyjnie przemaszerował pod sceną do drzwi. Ale chęci są, gwarantuję.

Czemu tu się dziwić? Ile razy, do jasnej cholery, można słuchać tej samej historii o „wyprawie” do Bangkoku albo podróży najpopularniejszą trasą backpackerską Azji, albo rowerowej wycieczki, albo przejazdu gringo trail od hostelu do hostelu, niezmiennie pokazywanej w duchu wielkiego odkrycia i wiekopomnej, historycznej roli tej podróży?

Ile razy można słuchać o tych samych przygodach (bo padało, bo uciekł autobus, bo spaliśmy w świątyni/na parkingu/na Wielkim Murze, ależ jesteśmy dzielni i pomysłowi). To wszystko jest świetne, gdy się te przygody przeżywa pierwszy raz w życiu, ale nudne i banalne jak cholera, gdy się o nich słucha po raz dziesiąty.

I jest też różnica między opowiadaniem o świecie widzianym przez pryzmat swoich emocji, a opowiadaniem o sobie.

Przywiozłem przez ostatnie dziesięć lat z różnych podróży ponad 300 tys. zdjęć. Wśród nich mam niecałe dwieście, na których mnie w ogóle widać. Wolę opowiadać i wolę słuchać historii, które mają znaczenie, które mnie czegoś nauczą, pozwolą coś zrozumieć, zmienią moje postrzeganie różnych spraw. Pokaż mi co widziałeś, a nie swoją twarz. Ją mogę oglądać też w Polsce, przy piwie albo w kuluarach tego festiwalu.

Mamy teraz w kraju jakieś 100 tys. backpackerów, którzy co roku jeżdżą we wszystkie strony świata. Czy naprawdę Twoja podróż różni się od innych na tyle, by o niej opowiadać? Czy na pewno powiesz słuchaczom coś, czego nie słyszeli już kilka razy? A może po prostu chcesz stać na scenie i łaskawie pozwalać się oklaskiwać – i po to te podróże?

Na pewno?

W tym roku Kolosa w kategorii Podróże przyznano za całą serię podróży (nie wypraw!) próbujących dokumentować indonezyjskie tradycje, a wyróżnienie za „coraz rzadszą dzisiaj postawę zachwytu nad światem bez nadmiernego skupiania się na sobie”. Niech to będzie początek zmiany na lepsze.